Ameryka Południowa

Dziennik z podróży do Brazylii i Argentyny

01-21.11 2010

01.11.2009 Kraków - Frankfurt - Sao Paulo
Pomimo święta Wszytych Świętych, wyruszyliśmy w kolejną daleką podróż. Tym razem przyszła kolej na Amerykę Południową. Z lotniska w Krakowie wylecieliśmy do Frankfurtu, gdzie przesiedliśmy się do "wielkiego żelaznego ptaka" na 12 godzinny lot do Sao Paulo.



02.11.2009 Sao Paulo - Rio de Janeiro
Byliśmy na wielu lotniskach ale w Sao Paulo można się pogubić. Zamiast elektronicznej informacji, przy wyjściu stał, wykrzykujący w niezrozumiałym dla nas języku, człowiek. Kto i gdzie powinien się udać? Poszliśmy za tłumem. Na monitorach niekompletne informacje, nie było na nich naszego lotu. W końcu jakaś Pani z obsługi przekazała nam wszelkie informacje. Zaraz po wylądowaniu w Rio de Janeiro szukaliśmy kantoru. Znaleźliśmy, sztuk jeden, z bardzo niekorzystnym kursem i dodatkową opłatą. Znajduję się on przed wyjściem do hali przylotów, dlatego lepiej od razu wymienić pieniądze. My musieliśmy prosić strażnika, aby do niego wrócić. Autobusy i przystanki na lotnisku są słabo oznakowane, większość ludzi jedzie taksówkami. Byliśmy trochę zdezorientowani. Na szczęście przyjazne "dusze" pokazały nam, gdzie mamy czekać na autobus. Ustaliliśmy, że do miasta jeżdżą trzy autobusy. Jeden z nich, klimatyzowany, jedzie do centrum (firma Real - 7 BRL). Po około 50 minutach jazdy wysiedliśmy w dzielnicy Flamengo i już piechotą poszliśmy do dzielnicy Catete, gdzie znajdują się najtańsze hotele w mieście. Koszt pokoju 2 osobowego to ok. 80 BRL (1 USD = 1,6 BRL). Po chwili wytchnienia pojechaliśmy na najsłynniejszą i chyba najbardziej zatłoczoną plażę świata - Copacabanę. Z dzielnicy Catete można to zrobić na dwa sposoby: pojechać metrem (3.30 BRL) lub zatrzymującym się w każdym miejscu autobusem (2,10 BRL). Plaża ma klika kilometrów ( 4,5 km) i jest szeroka na kilkadziesiąt metrów, ale o miejsce przy linii brzegowej nie łatwo. Nic dziwnego, wspaniały ocean z olbrzymimi falami i gorące słońce, przyciągnęły nie tylko nas. Przeszliśmy całą plażę wzdłuż brzegu po czym udaliśmy się w stronę głowy cukru. Po ok. 30 minutach pieszego spacerku byliśmy na miejscu. Jak ktoś woli podjechać może to zrobić wsiadając do autobusu z napisem Urca. U stóp, jak to mówiła Monika, "Głowy z cukru" jest maleńka plaża a przy niej pomnik... Chopina. Na górę wjeżdża się kolejką linową z jedną przesiadką. Najpierw oglądaliśmy okolice z pierwszej góry a potem wyjechaliśmy na właściwą, zasłoniętą chmurami głowę. (cena 44 BRL).

BRAZYLIA - GŁOWA CUKRU Podczas wyjazdu, kolejki zatapiały się w chmury. Sprawiało to niesamowite wrażenie, zwłaszcza gdy powyżej ujrzeliśmy morze chmur. Na szczęście później odpłynęły a my mogliśmy podziwiać wspaniały widok na miasto. Na szczycie jest mały park z krótkimi szlakami i tarasami widokowymi. Poczekaliśmy aż zapadnie zmrok i miasto oświetli się milionami świateł, widoki oszałamiające. Do hotelu wróciliśmy w nocy autobusem.

03.11.2009 Rio de Janeiro
Kolejny dzień postanowiliśmy rozpocząć od zobaczenia z bliska najbardziej znanej atrakcji Rio czyli pomnika Chrystusa Zbawiciela (Jezuska).

BRAZYLIA - JEZUSEK Dojechaliśmy autobusem do Cosme Velho, miejsca skąd odjeżdżała kolejka szynowa. Na szczyt można pojechać taksówką, mini busem lub co naszym zdaniem najciekawsze właśnie kolejką (36 BRL). Wjazd zajął nam ok. 20 minut a czas ten oprócz widoku dżungli za oknami umilał nam lokalny zespół grajków. Na górze do wyboru można wejść schodami lub skorzystać z udogodnień techniki i wyjechać windą a następnie schodami ruchomymi. Majestatyczny pomnik Jezuska stoi na górze o wysokości 710 m npm. Dookoła znajdują się tarasy z fantastycznymi widokami na miasto. Z tyłu pomnika jest mała kapliczka z niebieskim i lekko "zachmurzonym" sklepieniem. Na górę najlepiej wybrać się wcześnie rano lub wieczorem, uniknie się wtedy najazdu turystów, co przy dość ograniczonej przestrzeni, może być uciążliwe. Będąc w Rio koniecznie chcieliśmy pójść na mecz piłki nożnej na stadionie Maracana. Jednak w czasie kiedy przebywaliśmy w tym mieście nie odbywały się żadne mecze. Zadowoliliśmy się więc tylko jego widokiem z góry. Po południu wybraliśmy się na kolejną ze słynnych plaż, Ipaneme. Wrażenia o wiele lepsze niż z Copacabany. Było na niej czysto i zdecydowanie mniej ludzi. Od raz wskoczyliśmy w olbrzymie fale i pluskaliśmy się przez resztę dnia. Następnie plażą poszliśmy w stronę półwyspu Arpoador i wróciliśmy do hotelu. System komunikacji autobusowej jest bardzo rozbudowany. Za jeden kurs bez względu na to jak daleko się jedzie, płaci się jedną stawkę 2,20 BRL lub za autobusy klimatyzowane 2,50 BRL. Opłatę pobiera dodatkowa osoba w autobusie, która wpuszcza ludzi do środka przez obrotową bramkę. Autobusy jeżdżą szybko i zatrzymują się na każde żądanie. Problemem może być brak jakiekolwiek informacji o trasie i czasie przejazdu. Często te same numery autobusu jeździły innymi drogami. W związku z tym musieliśmy pytać albo kierowców albo miejscowych o radę. Przy naszym braku znajomości języka portugalskiego i hiszpańskiego oraz angielskiego przez miejscowych, czasami nie było to łatwe. Jednak pomimo bariery językowej jakoś udawało nam się znaleźć odpowiedni środek transportu. Brazylijczycy są bardzo mili i pomocni. Wieczorem poszliśmy zobaczyć plażę Flamengo, która okazała się jednak dla nas mało ciekawą (bez fal i zaśmiecona).

04.11.2009 Rio de Janeiro - Angra dos Reis
Przed dotarciem na dworzec autobusowy podziwialiśmy architekturę budynków w centrum miasta. Ciekawie kontrastują nowe wieżowce przy pięknych kolonialnych, starych kamienicach i kościołach. Wrażenie zrobiła na nas również katedra w kształcie piramidy. Na dworzec jedzie autobus z napisem Rodoviaria. Kupiliśmy bilety w kasie firmy Costa Verde i półgodziny później podążaliśmy już na "zielone wybrzeże". Podróż bardzo wygodnym, z szeroko rozkładanymi fotelami i klimatyzowanym autobusem trwała około trzech godzin. Po dotarciu do Angra dos Reis, zatrzymaliśmy się na nocleg tuż przy porcie. Jest tam malownicza stara dzielnica, gdzie można zjeść kolację czy posiedzieć przy piwie Antarctica. Sprawdziliśmy możliwości dotarcia na wyspę Ihla Grande. Katamaran odpływa o 8 i o 11 rano oraz o 16 po południu (25 BRL), raz dziennie o 15.30 płynie prom (6,50 BRL), podobno czasem wypływa szkuner ale nikt nie wie kiedy...

05.11.2009 Angra dos Reis - Ihla Grande
Pierwszym katamaranem popłynęliśmy na wyspę . Zdecydowanie polecamy miejsce na dachu. Po około 40 minutach dotarliśmy do wioski Abraao. W wiosce jest mnóstwo tzw. Pousadas i bez problemu można znaleźć miejsce na nocleg. Ceny od 60 BRL. My wynajęliśmy domek w hostelu Holandes (65 BRL). Po szybkim zakwaterowaniu wyruszyliśmy na pieszy szlak T1 i T2. Mapki wyspy można dostać na statku lub w miejscu noclegu. Szlak T1 jest bardzo łatwy i biegnie wzdłuż plaży do wodospadu Big Well i akweduktu, gdzie zaczyna się szlak T2. Po 2 godzinach wędrówki przez dżunglę, dotarliśmy do plażu Iguacu. Na plaży oprócz nas były jeszcze ptaki. Cudowny piasek, woda i niesamowite widoki. Poczuliśmy się jak na bezludnej wyspie. Po kilku godzinach, wracając do wioski, wykąpaliśmy się w wodospadzie. Szlak do niego zaczyna się przy skręcie na plażę Feiticeira. Jeśli ktoś ma jeszcze resztki sił to polecamy go zobaczyć. Ciekawe wyglądają również "oczka" wodne, gdzie wśród tropikalnej roślinności można odpocząć i choć trochę się schłodzić. Na wędrówkę po dżungli koniecznie trzeba zaopatrzyć się w dużą ilość wody do picia. Wieczorem, zmęczeni ale szczęśliwi, odpoczywaliśmy na werandzie naszego domku.

06.11.2009 Ihla Grande
Ten dzień poświęciliśmy na dotarcie do najpiękniejszych plaż na wyspie.

BRAZYLIA - IHLA GRANDE Kupiliśmy bilety na szkuner (20 BRL os). Popłynęliśmy najpierw na plażę Palmas, a później do wioski Pauso. Polecamy upewnić się czy statek, który mamy na bilecie, jest na pewno tym, który odpływa do celu naszego przeznaczenia. My na środku zatoki musieliśmy go zmienić! Przed wyjściem ze statku dobrze jest upewnić się również o której odpływa ostatni kurs (statki różnych firm odpływają o różnych porach). Z wioski Pauso szlakiem T11 doszliśmy do plaży Lopez Mendez. Szeroka na 60-80 metrów, długa na ok. 3 kilometry i praktycznie pusta, piaszczysta plaża nas oczarowała. Każdy może tu znaleźć dla siebie miejsce. Spędziliśmy na niej cały dzień.

07.11.2009 Ihla Grande
Tego dnia postanowiliśmy zwiedzić wszystkie plaże przy Abraao. Szlakiem T1 udaliśmy się na początek do wodospadu. Po drodze minęliśmy dwa punkty widokowe. Zimna woda w wodospadzie była prawdziwym ukojeniem po spacerze przez gorącą dżunglę. Następnie rozpoczęliśmy naszą trasę po plażach, spędzając na każdej z nich po klika godzin. Na koniec, doszliśmy do najładniejszej w okolicy, plaży Abraadinno.

08.11.2009 Ihla Grande - Parati - Sao Paulo Musieliśmy w końcu pożegnać się z naszą rajską wyspą. Porannym promem wróciliśmy do Agra Dos Reis skąd lokalnym autobusem pojechaliśmy do Parati. Podróż zajęła nam nieco ponad 2 godziny (8 BRL). Dworzec autobusowy jest tuż przy centrum historycznego miasta.

BRAZYLIA - PARATY To urokliwe miasteczko, niemal nietknięte od czasów kolonialnych, bardzo nam się spodobało. Wspaniała architektura niskich i kolorowych domów, konne powozy jeżdżące po kamiennej drodze oraz miejscowi muzykanci, sprawiły że przenieśliśmy się na kilka godzin w czasie. Wieczorem odjechaliśmy zarezerwowanym wcześniej autobusem do Sao Paulo (43 BRL). Trasa przejazdu wiedzie przez góry i jest bardzo malownicza aczkolwiek stosunkowo długa. Przejechanie nieco ponad 300 km, zajęło nam aż 7 godzin! Okazało się także, że w weekendy, cenny w Brazylii są wyższe. Droższe są noclegi czy przejazdy środkami transportu. Prom którym płynęliśmy rano podrożał aż o 110 %! Do Sao Paolo dotarliśmy w nocy. Nie bardzo mieliśmy ochotę włóczyć się po tym ogromnym mieście wiec od razu wskoczyliśmy do autobusu jadącego w kierunku Foz do Iguacu (165 BRL)

09.11.2009 Foz do Iguacu
Po 16 godzinach jechania drogą przez monotonną dżungle dodarliśmy do celu. Zmęczeni od razu idziemy do pierwszego lepszego hotelu w stylu "dostajesz tyle za ile płacisz". Wieczorem poszliśmy jeszcze na krótki spacer po mieście.

10.11.2009 Foz do Iguacu
Wcześnie rano z pod hotelu pojechaliśmy na dworzec, gdzie można się przesiąść na autobus jadący do wodospadów Iguacu (Cataratas - 2.20 BRL). Po około 30 minutach dotarliśmy do celu, gdzie w gigantycznej kolejce do kas stało mnóstwo ludzi. Nie mając dużego wyboru ustawiliśmy się na jej końcu. Wstęp do Parku kosztuje 21 BRL wraz z transferem autobusem. Zdecydowaliśmy że wysiądziemy przy hotelu das Cataratas, gdzie zaczyna się szlak "Waterfalls path". Szlak jest króciutki bo zaledwie około 1 km ale bardzo widokowy. Oprócz huku wodospadów, coraz głośniej było słychać grzmoty nadciągającej niezwykle szybko burzy. Po kliku błyskach i natychmiastowych grzmotach obserwowaliśmy ogólną panikę i ucieczkę większości turystów. Zaopatrzeni w nieprzemakalne stroje, poszliśmy dalej po pustym szlaku. Najciekawsze miejsce jest oczywiście na końcu.

BRAZYLIA - WODOSPADY IGUACU Tuż obok ściany wodospadu przechodzi się w kierunku platformy z widokiem na gardziel diabła. Ogromne spadające masy wody powodują silne podmuchy powietrza z mnóstwem wody, co w połączeniu z burzą dosłownie oszołamiało. O zrobieniu zdjęć w tym miejscu nawet nie było mowy, chyba że mielibyśmy wodoszczelny aparat. Tuż obok wodospadu jest pomost oraz winda, skąd można również obserwować wspaniałe widoki. Zadziwieni potęgą natury ruszyliśmy w drogę powrotną.

11.11.2009 Foz do Iguacu - Ciudad del Este - Puerto Iguazu
Rano mieliśmy jechać na Argentyńską stronę wodospadów, niestety padający deszcz pokrzyżował nam plany. Postanowiliśmy zatem pojechać do Ciudad del Este w Paragwaju. Na granicznym moście panował ogromny ścisk i korki. Po przekroczeniu granicy widok był raczej nieciekawy. Mnóstwo bud i obdartych straganów. Brodząc w strugach ulewnego deszczu i w wodzie po kostki próbowaliśmy choć zrobić tanie zakupy. Ceny niższe niż w Brazylii ale porównywalne do tych obowiązujących w Polsce. Wróciliśmy do Brazylii, tym razem przechodząc kontrolę, wyglądaliśmy chyba na przemytników. Z głównego dworca miasta odjeżdża autobus do Argentyny (3 BRL). Ponieważ musimy podbić paszport prosimy kierowcę aby wysadził nas na granicy. Okazuję się, że zajmuje nam to więcej czasu niż przypuszczaliśmy, gdyż najpierw musieliśmy odszukać celników. W końcu udało nam się "przeszkodzić" w konwersacji i dostać pieczątkę. W Argentynie noclegi łatwo można znaleźć w niewielkim Puerto Iguazu (od 60 peso argentyńskich za pokój za noc, 1 USD - 3,70 ARS). Po południu poszliśmy na spacer w miejsce, gdzie spotykają się trzy granice tzw. "three borders", oznaczone słupami granicznymi pomalowanymi w barwy narodowe. A pod koniec dnia długo sączyliśmy Yerba Mate.

12.11.2009 Puerto Iguazu
Wcześnie rano wyjechaliśmy autobusem do Parku Narodowego, tym razem jednak obyło się bez kolejek. (autobus 10 ARS w dwie strony, wstęp do parku 60 ARS). Zielonym szlakiem doszliśmy do stacji kolejki wąskotorowej, skąd pojechaliśmy zobaczyć z bliska, największy wodospad, "Gardziel diabła". Można do niego dojść zbudowanymi na rzece pomostami. Po kilku minutach szlak się skończył a my zobaczyliśmy zapierający dech w piersiach widok. Ogromny wodospad i huk milionów litrów spadającej wody. Dookoła nas latały jaskółki i motyle. Sprawiło to wrażenie rajskiego ogrodu.




Długo nie mogliśmy odejść z tego miejsca. W końcu wybraliśmy się na kolejny szlak Circuito Superior tzw. szlak górny, którym poruszaliśmy się pośród dzisiątek spadających kaskad. Widoki tak piękne, że niestety nie potrafimy ich opisać.





Po około godzinnie wyruszyliśmy na szlak Circuito Inferier (szlak dolny), gdzie podziwialiśmy wodospady z innej perspektywy. Niektóre ścieżki i podesty są tak blisko wodospadów, że kąpieli jest gwarantowana. Znów słychać było pomruki burzy a pierwsze krople wystraszyły turystów. Szlaki opustoszały. Mieliśmy nadzieje popłynąć na wyspę San Martin ale z powodu wysokiego poziomu wody, zawieszono przeprawy. Zdecydowaliśmy się zatem na przejażdżkę pontonem. Podpłynęliśmy tuż pod wodospady a po chwili gdy nabraliśmy prędkości wjechaliśmy w jego strumień. Ogromne masy spadającej na nas wody sprawiły, że ciężko się oddychało a jeszcze gorzej było coś zobaczyć. Przygoda była niesamowita, istne szaleństwo (21 USD od osoby). Polecamy skorzystać z tej opcji po stronie argentyńskiej, jest taniej i więcej można zobaczyć. Po całym dniu pełnego wrażeń mieliśmy jeszcze niezwykłą przyjemność zaobserwować na wolności parę Tukanów!

13.11. 2009 Puerto Iguazu - Santa Tome
Rano wyruszyliśmy w kierunku Buenos Aires. Najpierw busem dostaliśmy się do miejscowości San Ignacio (5 godzin - 40 peso) w którym znajdują się ruiny misji Jezuickich.

ARGENTYNA - SAN IGNACIO Tak się nam spodobały, że pojechaliśmy do kolejnej wioski St. Ana, gdzie również można takie zobaczyć. Stamtąd pojechaliśmy do miasta Posadas i dalej do Santa Tome. Na miejsce dojechaliśmy wieczorem. Mieliśmy jeszcze trochę czasu więc pospacerowaliśmy po tym małym miasteczku.

14.11. 2009 Santa Tome - Colon
Z Santa Tome planowaliśmy udać się do Esteros del Ibera, dzikiego miejsca, gdzie można podziwiać przyrodę i zwierzęta w ich naturalnym środowisku w tym min. kajmany. Niestety w nocy doszedł do nas mały "huragan", który jak się okazało pustoszył wcześniej stolicę (czasem warto oglądnąć TV). Z powodu padającego mocno deszczu podniósł się i tak już wysoki poziom rzek, co uniemożliwiło nam dotarcie do zaplanowanego wcześniej miejsca. Z tego samego powodu także wycieczki na oglądanie kajmanów zostały odwołane. Nie mając większego wyjścia wsiedliśmy w autobus do Paso de los Libres a stamtąd dostaliśmy się do Concordii. Mieliśmy nadzieje wyruszyć stamtąd do parku narodowego El Palmas. Niestety jak się okazało Concordia jest znanym wśród Argentyńczyków miejscem wypoczynku min. ze względu na wody termalne. Z tego powodu, późnej pory naszego przyjazdu i weekendu wszystkie miejsca, gdzie moglibyśmy przenocować były już zajęte. No cóż, dobrze że autobusy dość często jeździły, więc pojechaliśmy dalej do Colon.



15.11. 2009 Colon - Paysandu - Montevideo
Do Colon dojechaliśmy nad ranem. Okazało się, że aby dostać się do Urugwaju musimy czekać aż do 20.00 (w niedziele autobusy nie jeżdżą). Sprawa noclegów wyglądała podobnie jak w poprzednim miejscu. Wyglądało na to, że utknęliśmy na dobre... Na szczęście udało nam się złapać stopa a zaraz potem cieszyliśmy się z urugwajskich pieczątek w paszporcie. Z osobą która nas podwiozła, wyjątkowo mogliśmy porozmawiać po angielsku, dzięki czemu otrzymaliśmy wiele cennych informacji. Jak na każdym dworcu w Ameryce Południowej, tak i tu było kilka stanowisk firm przewozowych. Przyzwyczailiśmy się do faktu, że w jednym okienku mówią nam, że autobus jedzie za 10 godzin a w drugim że za 10 minut! Jeśli nie chcę się czekać należy koniecznie odwiedzić wszystkie po kolei. I tak pierwszym możliwym autobusem (podjechały 3 tej samej firmy z odjazdem o tej samej godzinie) udaliśmy się do Montevideo (5 godzin , 186 peso urugwajskich, 1 USD - 20 UYU).

URUGWAJ - MONTEVIDEO W mieście zakwaterowaliśmy się w centrum, w starym hotelu zbudowanym w stylu kolonialnym. Wystrój oraz urządzenia w nim znajdujące się, sprawiały wrażenie jakbyśmy cofnęli się przynajmniej o 50 lat (pokój 450 UYU) . Nie tracąc czasu od razu udaliśmy się na zwiedzanie najciekawszych zabytków miasta.

16 - 18.11. 2009 Montevideo - Punta del Este
Postanowiliśmy nieco odpocząć od wędrówki i udaliśmy się w stronę oceanu do miejscowości Punta del Este. Miejscowość ta jest obrzydliwie turystyczna ale sezon się jeszcze nie zaczął i wyglądała jak opuszczona. Zakwaterowaliśmy się w małym hoteliku z dala od centrum, w pokoju z widokiem na morze (Bravamar 45 USD za pokój). Od razu pobiegliśmy na plaże zabarwić nasze ciała na brązowo.

19.11. 2009 Punta del Este - Montevideo - Colonia del Sacramento - Buenos Aires
Wcześnie rano wyruszyliśmy w powrotną drogę do Montevideo a stamtąd od razu do miasteczka Colonia del Sacramento. Po dotarciu na miejsce (5,5 godziny) zostawialiśmy bagaże w przechowalni i poszliśmy w stronę starego miasta (ok. 10 minut piechotą).

URUGWAJ - COLONIA DEL SACRAMENTO Warto zawitać wcześniej do informacji turystycznej, gdzie można dostać mapę wraz z informacjami co najlepiej zobaczyć. Miasteczko Colonia nas zauroczyło. Przechadzaliśmy się wąskimi, starymi i cichymi uliczkami gdzie czas, dawno się zatrzymał. Przy budynkach w stylu kolonialnym stoją stare samochody a przytulne kawiarenki tętnią życiem. Udaliśmy się na brzeg jednej z największych rzek Rio de la Plata. Stamtąd doszliśmy pod latarnię morską i ruiny starego klasztoru. Tuż obok jest dawna brama do miasta z ruinami murów obronnych. Warto też na chwilę wstąpić do bazyliki najświętszego sakramentu. Po bardzo ciekawej wycieczce postanowiliśmy nieco odpocząć i spróbować tradycyjnej potrawy jaką jest Parilla. Zaraz potem udaliśmy się do portu skąd popłynęliśmy szybkim katamaranem do Buenos Aires (polecamy firmę Colonia Expres, jest najtańsza i najszybsza). Płynąc po brunatnej wodzie rzeki Rio de la Plata odnosiliśmy wrażenie jakbyśmy znajdowali się na morzu. Wszystko przez wysokie fale i praktycznie nie widoczny z żadnej strony brzeg. Po południu dotarliśmy do stolicy Argentyny Buenos Aires. Miejsce gdzie zeszliśmy na ląd było raczej na końcu portu. Wszyscy pasażerowie odjeżdżali taksówkami wiec trochę potrwało zanim zorientowaliśmy się w terenie. Z mało pomocą mieszkańców i kierowcy autobusu, który zawiózł nas za darmo pod sam hotel, szybko się odnaleźliśmy. Wynajęliśmy pokój w hotelu blisko Plaza de Mayo, dlatego zaraz po zakwaterowaniu poszliśmy zobaczyć to miejsce. Nazwa placu związana jest z terminem ogłoszenia 25 maja 1810 r. deklaracji niepodległości. Na środku placu stoi Piramide de Mayo, obelisk upamiętniający uczestników walki o niepodległość. Zaraz obok jest pałac prezydencki Casa Rosada. Wieczorem plac wyglądał niesamowicie, zwłaszcza katedra (La Catedral Metropolitana) na tle fioletowych drzew. Tuż obok na Plaza de la República stoi jedna ze słynniejszych budowli Buenos Aires, wysoki na 67 metrów obelisk (El Obelisco). Stamtąd po krótkim spacerze najszerszą ulicą świata Av. 9 de Julio wróciliśmy do hotelu.

20.11.2009 Buenos Aires
Wcześnie rano z pod hotelu pojechaliśmy autobusem (2.20 peso - akceptowane są tylko monety) do starej dzielnicy portowej La Boca.

ARGENTYNA - BUENOS AIRES - LA BOCA Spodziewaliśmy się wielu turystów, tymczasem nie było absolutnie nikogo. W kilku miejscach sklepikarze dopiero zaczęli otwierać swoje sklepy. Spacer po tej kolorowe i nad ranem cichej dzielnicy był miłym początkiem dnia. Stamtąd autobusem przejechaliśmy w pobliże Cmentarza de la Recoleta. Otoczony wysokim murem, wokół wysokich bloków nie zachęcał do odwiedzenia. Tymczasem warto go zobaczyć ze względu na nagrobki, które są prawdziwym dziełem sztuki. Wiele z nich jest przeszklona i można zobaczyć setki trumien (trochę szokujące), ze spoczywającymi ważnymi osobistościami miasta. Zaraz obok jest kościół (Basilica de Nuestra Senora del Pilar) z którego można zobaczyć cmentarz z wysoka. Następnie zwiedziliśmy Narodowe Muzeum Sztuki. Obok muzeum jest park, w którym można odpocząć, podziwiając gigantycznych rozmiarów kwiat - fontannę (Floralis Generica). Jak prawdziwy na noc zwija swoje płatki. Stamtąd autobusem pojechaliśmy na Plaza San Martin z wysoką wieżą zegarową. Jest tam również miejsce pamięci żołnierzy poległych w czasie bitwy o Falklandy. Przy zbiegu ulic Av. Santa Fe i Av. Maipu stoi piękny pomnik narodowego bohatera Argentyny generała San Martin. Zbierają się pod nim uliczni tancerze. Siedząc w cieniu olbrzymich rozmiarów fikusa, słuchaliśmy muzyki i podziwialiśmy ludzi tańczących argentyńskie tango. Późnym popołudniem udaliśmy się w stronę teatru Colon i Plazy Lavalle z pięknymi kolonialnymi budynkami. Na koniec dotarliśmy na Plaza Congreso z wspaniałą fontannę symbolizującą kraj (od oceanu do And). Będąc tam nie da się też nie zauważyć ogromnego budynku Palacio del Congreso w którym swoją siedzibę ma senat oraz izba deputowanych. Ostatni wspólny wieczór w Ameryce Południowej spędziliśmy na dachu hotelu, patrząc na pogrążające się w mroku nocy miasto.

21.11.2009 Buenos Aires
Rano wybraliśmy się pooglądać sklepy z antykami w San Telmo. Naprawdę można zobaczyć wiele ciekawych rzeczy choć ceny nie należą do najatrakcyjniejszych. Niestety nie mieliśmy już więcej czasu na oglądanie miasta. Autobusem nr 8 pojechaliśmy na lotnisko po drodze jeszcze raz oglądając zwiedzane poprzedniego dnia zabytki i ciekawe miejsca.