Ameryka Północna
Wspomnienia z podróży do Kanady
12.07.2002 - 11.01.2003
Po wylądowaniu w Londynie na lotnisku Gatwick musiałem zmienić lotnisko i pojechać do Heathrow. Miałem na to tylko 4 godziny. Brzmi prosto ale jak to zrobić w obcym kraju nie znając do końca języka? Do tego zatrzymała mnie kontrola graniczna. W tym czasie aby wjechać do Wielkiej Brytanii należało mieć wizę. Kupując bilet nie wiedziałem o tym. Nie wiedziałem też, że przesiadka w Londynie oznacza zmianę lotniska i przejazd autobusem na własny koszt. Pani sprzedająca bilet niestety nie raczyła mnie o tym poinformować. Pojawiły się zatem kłopoty. Ja mam gdzieś tam samolot za parę godzin a tu nie chcą mnie puścić. W końcu po dłuższym tłumaczeniu i udowadnianiu gdzie i po co jadę, i że mi się naprawdę bardzo śpieszy, dostałem pieczątkę. Teraz musiałem znaleźć tylko odpowiedni autobus (o pomyłce nie było mowy). Po chwili jechaliśmy po lewej stronie autostrady do Heathrow. Tam już czekał olbrzymi Boeing 747 lecący do Kanady.
Po wylądowaniu w Toronto, na lotnisku Pearson, zanim dostałem pieczątkę, znów miałem dwie rozmowy, jakiś koszmar. Na lotnisku czekała na mnie osoba, która obiecała mi nocleg na kilka dni. Pojechaliśmy do Mississauga. W czasie drogi widziałem z daleka centrum miasta, z wieżowcami i wyróżniająca się wśród nich wysokością, wieżę telewizyjną. Zmęczony po długiej podróży poszedłem spać. Wcześniej jednak, od całkowicie obcej osoby dostałem klucz od domu! Na drugi dzień zwiedzałem okolice. Zaskoczyło mnie jak bardzo jest tu ciepło. Od rana panowały wysokie temperatury w okolicy 30 - 33 stopnie i wysoka wilgotność. Chodząc po betonowym chodniku, wśród ładnych domków bez płotów za to z zielonym, dokładnie przystrzyżonym trawnikiem, nadal nie do końca wierzyłem, że byłem na innym kontynencie. Byłem w mojej wymarzonej Kanadzie.
W okolicy znalazłem sklep prowadzony przez Chińczyka, który przywitał mnie słowami dzień dobry i zaoferował miejscową gazetę w języku polskim. Taki mały szok. Po upływie umówionego wcześniej czasu musiałem znaleźć inne miejsce na nocleg. Nie zastanawiając się długo poszedłem do pobliskiego kościoła. Jako "pielgrzymowi" z Polski szybko znaleziono mi nocleg a po chwili przyjechał po mnie olbrzymi samochód marki Dodge! Okazało się, że najbliższy tydzień miałem spędzić u Polskiej rodziny. Nie przypuszczałem jednak że trafie do pałacu. Nigdy wcześniej nie widziałem takich posiadłości. Olbrzymi dom doskonale wyposażony, basen, suna, boisko do koszykówki i tenisa zrobiły na mnie wrażenie. Bardzo mili właściciele starali się jak tylko mogli aby uprzyjemnić mi czas. W czasie tego pobytu zaprzyjaźniłem się z ich synem i razem jeździliśmy na różne imprezy na jego uniwersytecie. Po 2 dniach w gigantycznym domu zamieszkała grupa ludzi z zespołu "Gospel Rain". Razem jeździliśmy do miasta, nad jezioro Ontario i do innych miejsc jak High Park, gdzie można było pospacerować. Zespół ten miał kilka koncertów w czasie Światowych Dni Młodzieży, które odbywały się w Toronto w dniach 23-28. 07. 2002. Miałem wielką przyjemność brać w nich udział. Oprócz występowania na scenie, co niektórzy dawali swoje popisy także w metrze.
Po tygodniu spotkałem się z grupą ludzi z Krakowa a konkretnie z Dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego "Beczka". Z nimi zamieszkałem w kolejnym domu, który również był w Mississauga. Na początku wszyscy zostaliśmy zaproszeni na powitalny obiad z polonią kanadyjską.
Otrzymałem też kartę uczestnika w World Youth Day - Toronto 2002. Wraz z nowymi znajomymi brałem udział w tym wielkim i niezwykłym wydarzeniu. Tysiące ludzi z całego świata modliło się, wszyscy śpiewali, tańczyli. Panowała niesamowita atmosfera radosnego święta. Było to naprawdę niezwykłe doświadczenie. Podczas ostatnich dni uczestniczyliśmy w spotkaniach z papieżem Janem Pawłem II.
Oprócz oczywiście uczestniczenia w różnych zaplanowanych wcześniej wydarzeniach z kartą WYD wszyscy mieli darmową komunikację oraz bilety wstępu do różnych turystycznych obiektów. Nie omieszkaliśmy z niej skorzystać w wolnym czasie. Zwiedziliśmy min. chińską dzielnicę, downtown (dzielnicę banków), wielki stadion SkyDome z cudem techniki czyli rozsuwanym dachem, nowy i stary ratusz tj. Toronto City Hall i Old City Hall oraz wiele innych znajdujących się w okolicy ciekawych miejsc. W pamięci najbardziej utkwiła mi wizyta na wieży CN Tower, która chyba nadal jest najwyższym budynkiem na świecie (553, 33 metrów). Szybkimi, przeszklonymi, zewnętrznymi windami dociera się na pierwszy przystanek. Lookout level znajduję się na wysokości 346 metrów i jest stamtąd piękny widok na całe miasto. Znajduję się tam również szklana podłoga. Wbrew pozorom stanie na szybie na tej wysokości jest wielką atrakcją.
Kiedy znajomi z "Beczki" wrócili do Krakowa, spotkałem się ponownie z ludźmi z grupy Gospel Rain i razem pojechaliśmy na zorganizowaną wycieczkę nad Niagarę. Po drodze zatrzymaliśmy się w Hamilton na spotkanie z polonią oraz aby oglądnąć zegar kwiatowy. Samo miasto jest raczej stare i zniszczone, z różnymi fabrykami czy hutami. Następny postój mieliśmy w lokalnej winnicy, gdzie zostaliśmy przeszkoleni z różnych gatunków win i gdzie oczywiście mogliśmy go skosztować.
W końcu dotarliśmy do miasta Niagara Falls. Znajduje się tam jeden z najsłynniejszych wodospadów na świecie. Na początek wsiedliśmy na statek Maid of the Mist. Najpierw przepłynęliśmy obok American Falls, który przy porównaniu, zdawał się być nie wielki. Następnie wpłynęliśmy w samo serce największego wodospadu na świecie, wodospadu Niagara (Horseshoe Falls). Olbrzymi huk spadającej z 52 metrów wody, silne podmuchy powietrza i niezliczone masy lecącej na nas wody sprawiły, że była to jedna z najlepszych rzeczy jakie do tej pory przeżyłem. Statki odbijają na końcu Clifton Hill (około 1000 metrów od wodospadu). Tuż obok jest Rainbow Bridge, przez który można przejść do USA. U góry przy wodospadzie kręciło się mnóstwo ludzi i pachniało nieco komercją. Jednak widoki rekompensowały wszystko. Po chwili przyszła burza i wielka ulewa. Można było wtedy spokojnie podziwiać to miejsce. Wieczorem był pokaz światła i wodospad oświetlony był wieloma kolorami. W końcu przyszedł czas aby pożegnać się ze wschodnią Kanadą. Autostradą transkanadyjską pojechałem do Sudbury, które leży nad jeziorem Huron. Następnie pojechałem do leżącego nad jeziorem Górnym Thunder Bay. Wszędzie było mnóstwo lasów, rzek i mniejszych jezior, gdzie ludzie uprawiali różne sporty wodne jak wędkarstwo czy pływanie żaglówkami. Nigdzie też nie widziałem takiej ilości hydroplanów "zaparkowanych" przed domami. Następnie pojechałem do Winnipeg w prowincji Manitoba. Okolice tego miasta oraz Saskatoon w prowincji Saskatchewan, charakteryzują się przede wszystkim olbrzymimi przestrzeniami. Są to głównie obszary rolnicze takie jak pola pszenicy czy łąki z pasącymi się zwierzętami. Czasami dało się zauważyć wielkie budynki gospodarskie. Ja chciałem jednak zobaczyć Góry Skaliste, pojechałem zatem dalej na zachód, aż zatrzymałem się w Edmonton.
Tutaj mieszka moja wielka rodzina, która przyjęła mnie bardzo serdecznie. Pomimo że przewodniki piszą, aby omijać to miasto jako mało ciekawe, polecam je zobaczyć. Można zwiedzić min. City Hall w kształcie szklanej piramidy stojący przy Sir Churchill Square. Ciekawy jest tropikalny ogród Muttart Conservatory (kilka szklanych piramid). Wyjątkowo podobała mi się stara wystawa kanadyjskiej fauny w Alberta Provincial Museum.
Warto zobaczyć planetarium w centrum naukowo - kosmicznym i muzeum lotnictwa, gdzie można uczestniczyć w pracach nad remontowanymi samolotami (warsztaty). Na obiad czy też kolację warto udać się do obrotowej restauracji na jednym z wieżowców. Wszystkie stoliki są przy oknie a widoki na miasto bardzo ładne. Najsłynniejszy w mieście jest jednak budynek, w którym obraduję rząd prowincji Alberta (Alberta Legislature Building). Miałem nawet przyjemność uczestniczyć w obradach. Poza tym jest tam wiele innych interesujących rzeczy. Do jednych z nich bezwątpienia należy miejsce na ostatnim piętrze, gdzie odnosi się wrażenie, spadającej człowiekowi na głowę wody. Wrażenie to powoduję dźwięk fontanny znajdującej się na ... parterze.
W stolicy prowincji Alberta i jednym z najdalej wysuniętym na północ kanadyjskim mieście, przede wszystkim chodziłem do szkoły języka angielskiego. Nie było w niej nikogo z europy wschodniej, za to byli ludzie z Azji, Ameryki Południowej i Afryki. Naszą nauczycielką była pani Karen, która prowadziła bardzo ciekawe zajęcia. Korzystaliśmy również z dobrze wyposażonej i darmowej miejskiej biblioteki. Niemal codziennie po szkole namiętnie graliśmy z kuzynem w ping ponga a wieczorem jechaliśmy na Whyte Avenue. Mieszczą się tam najlepsze restauracje, kawiarnie i kluby w mieście, a wszędzie można oglądać... tylko hokej. Znanym w mieście miejscem rozrywki jest również West Edmonton Mall. Jest to największe w Ameryce Północnej centrum handlowe (piąte miejsce na świecie). Oprócz 800 sklepów i 110 restauracji jest tam lodowisko (Ice Palace), pole golfowe, największy (wewnętrzny) na świecie park wodny (World Waterpark) ze sztucznymi falami, park rozrywki (Galaxyland) min. z rollercoaster, kina, dyskoteki, kopia statku Kolumba "Santa Maria", pokaz tresury delfinów, możliwość płynięcia małą, żółtą łodzią podwodną i wiele, wiele innych rzeczy. Prawdziwa świątynia konsumpcjonizmu.
Mnogość atrakcji jaką zafundowała mi moja rodzina, a zwłaszcza kuzyni w czasie mojego kilkumiesięcznego pobytu była ogromna. Oprócz mnóstwa imprez z przeróżnych okazji (urodzin, świąt, halloween itp.), uprawialiśmy przeróżne dyscypliny sportowe i jeździliśmy zwiedzać okolice. Często jeździliśmy z łódką na ryby. Jeździliśmy na skuterze wodnym, na quadach czy graliśmy w golfa. Pewnego razu pojechaliśmy na kilka dni na północ Alberty, za Fort MacMurray, w okolice Parku Narodowego Wood Buffallo. Jechaliśmy piękną asfaltowa drogą, po czym nagle asfalt się skończył. Nieutwardzoną drogą przemierzyliśmy jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, po drodze mijając ukryte w lesie, wieże wiertnicze (Alberta znana jest z wydobycia ropy). Na niebie podziwialiśmy tysiące żurawi i kanadyjskich gęsi lecących w olbrzymich kluczach na południe. Uzbieraliśmy mnóstwo grzybów a dla zabicia czasu i odstraszenia niedźwiedzi (widzieliśmy ich ślady), strzelaliśmy co jakiś czas z dubeltówki do rzutków. Nie zapomnieliśmy też o rozpaleniu ogniska. W okolicach Jasper w Mountain Park, urządziliśmy sobie przeprawę po bezdrożach samochodami 4x4. Świetna zabawa oraz niesamowite wrażenia i widoki. Widzieliśmy również białego lisa i niedźwiedzia.
W listopadzie, ostatni raz w sezonie, wybraliśmy się popływać łódką na Lake St. Anna. Popłynęliśmy zobaczyć kaplicę położoną na indiańskiej ziemi. W drodze powrotnej na środku jeziora, nie wiadomo skąd, przyszła czarna chmura. Zaczęło padać i mocno wiać a do tego utworzyły się wielkie fale. Ze względu na temperaturę wody kamizelki ratunkowe nie dodawały nam wielkiej otuchy. Z trudem ale szczęśliwie dotarliśmy do brzegu...
Późną jesienią, z grupą zapalonych myśliwych, pojechałem do Rocky Mountains Forest na polowanie. Najpierw zbudowaliśmy obóz z drzew, przykryty ze wszystkich stron plandeką i wstawiliśmy prowizoryczny piec opalany drewnem. Niedaleko obozu płynął strumyk, skąd braliśmy wodę do picia i w którym można się było także umyć. W tych spartańskich warunkach spędziliśmy tydzień czasu.
Zimą naszym ulubionym zajęciem było granie w "świętą" dla Kanadyjczyków grę, jakim jest hokej. Poszliśmy nawet na mecz NHL. Drużyna gospodarzy Edmonton Oilers zagrała przeciwko Minnesota Wildcats. Popularne wśród Kanadyjczyków jest Hot Tub, czyli prywatne Spa przed domem. Na zewnątrz zimno i śnieg a tu bach człowiek wskakuję sobie do gorącej wody i popija drinka, rewelacja.
Kiedy zima zagościła już na dobre w tej krainie, okazało się że są tu idealne warunki do uprawiania wspinaczki lodowej (Ice Climbing). Nie mogłem odmówić sobie takiej okazji i z przyjemnością wraz ze znajomymi pojechałem do Jasper. Tam czekało już na nas, kilka zamarzniętych wodospadów do zdobycia. Co prawda miałem już doświadczenie we wspinaczce skałkowej, jednak technika wspinania po lodzie trochę się różni.
Popularne jest też łowienie ryb z pod lodu (Ice fishing). Przy tak wielkich mrozach nie ma się co martwić, że lód może pęknąć (po tafli ludzie jeździli samochodami). Raczej trzeba postarać się o ciepłe buty, ubranie i mały domek chroniący przed wiatrem.
Zimą też, w temperaturze mocno ujemnej, spędziłem wiele długich nocy na obserwacji niezwykłego zjawiska jakim jest zorza polarna. "Tańczące światła" zwykle były zielone, ale czasami podziwiałem i inne kolory: biały, żółtawo pomarańczowy czy czerwony. Tuż przed Bożym Narodzeniem widziałem fajną wystawę świątecznych światełek pięknie wyglądającą z zorzą polarną na niebie w tle.
Aby zobaczyć góry skaliste z Edmonton najlepiej pojechać do Parku Narodowego Jasper. Pierwszy raz byliśmy tam już w sierpniu. Na kilka dni zatrzymaliśmy się w domku w Tekarra lodge tuż nad turkusową rzeka Athabaska. Zobaczyliśmy wtedy wszystkie najważniejsze atrakcje okolicy.
Piękny wodospad Athabaska Falls wraz z kanionem i niesamowitymi formacjami skalnymi. Wyjechaliśmy najwyższą i najdłuższą w Kanadzie, kolejką linową (Jasper Tramway) na górę Whistlers. Oczywiście pochodziliśmy co nieco po szlaku. Na górze oprócz wspaniałych widoków widzieliśmy mnóstwo małych, ułożonych z kamieni ludzików.
Zobaczyliśmy wspaniałe jeziora Maligne Lake, Medicine Lake. Byliśmy też na wyspie na jeziorze u stóp Pyramid Mtn. Na koniec naszej pierwszej eskapady odpoczęliśmy w gorących wodach termalnych Mieette Hot Springs.
Często jeździliśmy również do Calgary, gdzie mieszkał Zbyszek. Mieszkaliśmy w wynajętym domu na górze, gdzie był piękny widok na miasto. Po drugiej stronie miasta jest jeszcze inna góra, gdzie oprócz widoku na centrum i wieżowce patrzyliśmy na góry. Oprócz miasta i dziwnego żółtego pomnika, który nazwaliśmy "yellow something", zobaczyłem wioskę olimpijską (Olimpic Park). Z Calgary pojechaliśmy do Parku Narodowego Banff. To stosunkowo niewielkie miasteczko ma swój klimat, jednak najpiękniejsze są otaczające je góry. Oczywiście od razu poszliśmy na szlak. Po wędrówce zajrzeliśmy do jaskini i wzięliśmy kąpiel w gorących źródłach (Cave & Basin National Historic Site). Niedaleko położone jest miejsce nazywane Kananskins Country . Można tam pospacerować czy pojeździć konno patrząc na piękne góry. Jest tam też ciekawa kapliczka, podobno wybudowana dla Indian (TIA-T'A Dina CHAPEL).
Po nowym roku kupiłem bilet na autobus firmy Greyhound i pojechałem do Vancouver. Podróż zajęła mi 16 godzin. Na dworzec przyjechał odebrać mnie Ed, który zaprosił mnie także do swojego domu. Wielkim zaskoczeniem dla mnie po przyjeździe była przede wszystkim pogoda. Alberta zaśnieżona i skuta lodem z temperaturami dochodzącymi nawet do -40° C, a w Vancouver ciepło. Rosła zielona trawa, kwiaty w ogrodzie, ptaki śpiewały po prostu wiosna. Podobno jest to spowodowane ciepłym prądem oceanicznym. W Vancouver i okolicach spędziłem około 10 dni. Oczywiście zobaczyłem największy park miejski w Ameryce Północnej jakim jest Stanley Park. Jest to półwysep nieco oddalony od centrum za to widok z niego na miasto, zwłaszcza wieczorem jest obłędny. Największą atrakcją tego miejsca jest oceanarium (Vancouver Aquarium Marine Science Centre). Łatwo je znaleźć, gdyż przed wejściem stoi, wykonany z brązu, pomnik orki. W środku jest wiele do zobaczenia w tym olbrzymie akwaria, gdzie można zobaczyć min. orki oraz białuchy. W parku jest też Totem Pole czyli kilka indiańskich monumentów wykonanych z pni drzewa, rzeźbionych i pomalowanych różnymi kolorami (często przedstawiają zwierzęta).
Ciekawe jest też Since World mieszący się w dość futurystycznym budynku w kształcie kuli. Zobaczyłem Canada Place oraz BC Place Stadium, gdzie rozgrywane były ostatnie igrzyska olimpijskie. Wybrałem się też na górę Grouse Mountain. Co prawda jest tam kolejka ale postanowiłem wyjść na nią o własnych siłach. Na szlaku zachwyciły mnie niesamowicie wielkie sekwoje. Człowiek wobec nich czuł się strasznie mały i jakby w jakiejś krainie czarów. Ed, mój gospodarz, miał wielką pasję jakim był "Dziki Zachód". Ubierał się w strój kowboja, włączał muzykę country albo jakiś western, popijając whisky i paląc cygaro rozmawialiśmy o świecie. Po mieście najlepiej przemieszczać się kolejką Skytrain. Bez kierowcy, całkowicie skomputeryzowana, z napędem magnetycznym, jeździ na podwyższeniu skąd można podziwiać miasto (w centrum jeździ pod ziemią jak metro). Jednak na przystań promową, pojechałem autobusem. Stamtąd płyną statki na wyspę Victoria. Wyspa znana jest z pięknych widoków i największej ilości słonecznych dni w całej Kandzie. Sprawdziłem to i wydaję się to być prawdą. W największym mieście Victoria od razu rzuca się w oczy budynek Parliament Buildings. Oczywiście przeszedłem się po starym mieście i wzdłuż zatoki Inner Harbour. Plaże wyspy są kamieniste i leżą na niej ciekawe, zielone rurki (szczątki podwodnego lasu). Do moich ulubionych zajęć należało podglądanie bawiących się w oceanie fok. Co niektóre można było zobaczyć z bliska jak wylegiwały się na skałach.
W mojej podróży na zachód zatrzymał mnie Ocean Spokojny. Było to zatem najdalej położone miejsce na zachód w jakim byłem, taki "zachodni koniec świata".
Wszystkim osobą, które pomagały mi w czasie mojej kanadyjskiej podróży, przekazuje wielkie D Z I Ę K U J E.